Nieważne czy przyjeżdżasz na lotnisko dwie godziny przed odlotem, czy pojawiasz się przy stanowisku odprawy w ostatniej chwili – i tak spędzasz na czekaniu więcej czasu, niż powinieneś. Godziny odlotu i przylotu, które podają linie lotnicze, zwykle mają niewiele wspólnego z rzeczywistością.
Brytyjski dziennik The Telegraph jakiś czas temu zbadał sprawę długości lotów i ogłosił, że w okresie od 1996 do 2015 roku średni czas przelotu z lotniska Londyn Heathrow do Edynburga wydłużył się pomimo wprowadzenia kilku nowych technologicznych udogodnień. Jak to możliwe?
Jeden z pilotów linii AirTran Airways powiedział w rozmowie z Reader’s Digest, że wielu przewoźników celowo podaje w rozkładach opóźnioną godzinę lądowania – np. jeśli lot trwa średnio godzinę i czterdzieści pięć minut, to linie wydłużają ten czas do dwóch godzin. Dzięki temu prawie zawsze przylatują do portu docelowego punktualnie, nawet w przypadku jakichś komplikacji.
Linie British Airways także odniosły się do tej sprawy. Potwierdziły, że regularnie aktualizują swoje rozkłady, tak aby były one, jak najdokładniejsze i miały odzwierciedlenie w rzeczywistości. Na długość przelotu mają wpływ różne czynniki – pogoda, model samolotu, decyzje wieży kontroli lotów, lotniskowa infrastruktura oraz względy geopolityczne. Dlatego zawsze warto mieć pewnie zapas czasu.
Co prawda, linie lotnicze zwykle nie doliczają więcej niż 15-20 minut, ale są sytuację, gdy przelot sztucznie wydłuża się o 40 minut. Tak było w przypadku jednego z lotów z Brukseli do Punta Cana. Samolot wylądował w porcie docelowym o godz. 8:19 czasu lokalnego (o ponad 3 godz. później niż zaplanowano). Tak wynikało z rozkładu widniejącego na lotnisku, w nim czas punktualnego przylotu to godz. 5:15. Jednak na kartach pokładowych pasażerów widniała godz. 5:55. Zgodnie z nią opóźnienie wyniosło jedynie 2 godz. i 24 min, więc podróżnym nie przysługiwało odszkodowanie. Co ciekawe, grupa 80 osób podała linię lotniczą do sądu.
źródło: onet
foto: Shutterstock
